Ludzkie losy 1945

 Nasza członkini Klubu Edith Diedrichsen przesłała nam kopię listu Pani Else Kumm, wdowy po praktykującym lekarzu dr Rober Kumm, do adwokata dr Rudolfa Passarge z 2. stycznia 1946 roku, z Lipska. Dr Kumm miał swoją praktykę najpierw na Alter Markt 45 (wejście od Schmiedestraße – Schuhaus Bering), później Schmidestr. 10 a, natomiast adwokat i notariusz dr Passarge miał praktykę najpierw na Kettenbrunnenstraße (mieszkanie Fr.-Wilh.-Platz 8), później A.-H. Straße 18 (mieszkanie Ziese Str. 82). W 1946 Pani Kumm mieszkała w Lipsku, później w Melle pod Osnabrück (szpital ewangelicki) a dr Passarge w Winsen.  

Oto list:

Gorzko żałowaliśmy, że na czas nie uciekliśmy. Tak strasznie wejścia Rosjan sobie nie wyobrażaliśmy. Urząd Zdrowia dzwonił jeszcze 23.01.45 o godz. 15-tej że mąż nie może opuścić miasta bez zezwolenia. 

Gdy 24-ego, około 14-tej strzelanina wzmogła się, razem z fryzjerem Günther, jako jedyni w domu udaliśmy się do Wittenfelde, do właściciela Klaffke na Thumberg. Znajdował się już tam niemiecki oddział zwiadowczy 75 żołnierzy. W czwartek Rosjanie zajęli już Seeteich, Stagnitten i wokół
paliły się dwory. Ponieważ Rosjanie odkryli nasz oddział wzięli dwór Klaffke pod ostrzał. Zadzwoniliśmy na policję czy jest jeszcze możliwość ucieczki. Oficer powiedział, że pod Schichau od godziny 18-tej stoją 3 łodzie torpedowe i 3 niszczyciele (uwaga: to nie były niszczyciele), wezmą na pokład 3000 ludzi i mają do 23-tej opuścić Elbląg.

Wszystkim spotkanym na ulicy, zwracaliśmy uwagę na tą ostatnią możliwość ucieczki. O 24-tej wszystkie mosty miały być wysadzone. Była burza z opadem śniegu. Mimo tego wyjechaliśmy, razem z panną Unruh, rodziną Klaffke, Güntherami i 2 instleute. Na Bergstraße powiedziano nam, że okręty zostały zatopione przed Tolkmickiem (?). Zdecydowaliśmy się na pozostanie i udaliśmy się do piwnicy domu Neue Gutstr. 2, który należał do jednej z sióstr Pani Klaffke. Było już tam 15 rodzin. W piątek o 12-tej od jeziora Drużno rozpoczęły ostrzał katiusze. Pierwsza została trafiona willa Bäring. O godzinie 15 –tej został trafiony nasz dom Schmiedestr. (tutaj miano na myśli dom Bractwa Św. Jerzego – Alter Markt 45). Pożary były na Kettenbrunnenstr., Mauricio i Schmiedestr. do Ebel (właściciel Diecker, dom nr 19). 

Nauczycielka Albrecht tej nocy przecięła sobie tętnice, ale nie dość głęboko. Została sama w domu i spaliła się. Tej samej nocy Pani Fähndrich, z małego sklepu rybnego, otworzyła sobie tętnice, swoim dzieciom i krewnym, osiem osób. Gdy ściągnięto nas 24-tego wszyscy razem ze starym Fitkau (Fietkau) już się wykrwawili. 

27-ego palił się Königliche Hof, Deutsche Bank, Ligowski, Central Hotel. 28-ego przenieśliśmy się rodziny Kolkmann na Hohezinnstr. (nr 12). Z nami była tylko Pani Borgstedt. Od 24-ego nie było wody, światła i gazu. Ogrzewanie było uszkodzone. Mieszkaliśmy w piatkę u dozorcy domu, w nocy w schronie przeciwlotniczym. Hubrecht miał jeszcze chleb, a Holzweiß mięso. Każdej nocy o godzinie 4-tej rosyjskie głośniki mówiły, że miasto ma się poddać. Setki kobiet, mężczyzn i dzieci ciągnęły z białymi flagami z Preußenberg do ratusza, ale pułkownik Schöpfer nie. W ogrodzie miejskim ustawił jeszcze 2 ciężkie baterie i nad domem Kolkmann ciągle przelatywały ciężkie pociski.  

W dniu 9.02 dom Hohenzinnstr. Nr 26 został trafiony, ośmiu mieszkańców zginęło pod gruzami, pozostali przyszli do nas. Między nimi Pani Them (Thom) z córką, z domu Hohenzinnstr. 14. W dniu 9.02 zostaliśmy dwukrotnie trafieni. Panu K. urwało nogę, poleciał na ścianę i zginął na miejscu. W dniu 10.02 Rosjanie zajęli Hohenzinnstr. Wszyscy mężczyźni zostali aresztowani. My kobiety musiałyśmy udać się 10 km z miasta do Kl. Stoboy. Rosjanie przez 3 tygodnie plądrowali, aresztowali kobiety, dziewczęta i mężczyzn z Volkssturmu. Ci ostatni zostali zaraz rozstrzelani. Panią Borgstede (Bismarkstr. 1) straciliśmy w czasie marszu przez płonące miasto. Nigdy jej więcej nie zobaczyliśmy. Musieliśmy przechodzić przez trupy zwierząt i ludzi, ciężko rannych i rozżarzone druty. Pijani żołnierze wydzierali nam wszystko z rąk. Nie pozostał na nawet grzebień. W 70 osób zamieszkaliśmy w dwóch czworakach.  

Rosjanie przychodzili dzień i noc i wyciągali kobiety. Szczególnie Panią Müller, właścicielkę cegielni z Damerau. Była u nas z dziewięciomiesięcznym dzieckiem i matką. Biedna kobieta była ciągle gwałcona, jeśli się broniła była bita a matka musiała klęczeć. Wszystko to było okropne. Także starsza Pani Mohnen (Königsbergerstr. 58), która uciekła do szopy została tam zgwałcona. Pani Kämmer (Installateur A.-H.-Str. 20) była z pięciomiesięcznym siostrzeńcem. 68-letnia kobieta była 9 razy po kolei zgwałcona a córka Pani Fiedler 15 razy. Na koniec do narządów płciowych wlano jej kwas. Stary ojciec został z córką w Elblągu, podczas gdy Pani K. z dzieckiem uciekła do Bażantarni. Ojciec sobie i córce przeciął tętnice. Wielu ludzi zostało wywiezionych na Syberię.  

Na Syberię zostali wywiezieni panna Unruh, panna Eisenmann z Herzfeld & Schwann, pani Müller z cegielni Damerau, pastor Jeroschewitz z Pangritz. Ten ostatni zmarł w Czelabińsku 10.07. Pierwszego maja wróciliśmy do miasta. Wszędzie były ruiny. Żadnego kościoła, sklepu, wszystko zburzone, spalone. A jak zachowywali się Rosjanie, nie da się opisać. 90% kobiet było w ciąży i zarażonych wenerycznie. 4 tygodnie szukałam swojego męża aż znalazłam go w pokoiku na Georgendamm. Przygotowaliśmy sobie mieszkanie na Roonstr. 3. Dwa pokoje, łazienka i kuchnia. Z nami mieszkała Pani Stammem, która zmarła w czerwcu, Pani Hoffmann, siostra Pani Rebs (Bering. Sonnenstr. 72), która zajmowała się mężem. Pani Netke leżała umierająca gdy odjeżdżałam. Nauczycielka Hohmann 83 lata, Państwo Wilke (destylator w Stobbe oraz kierowniczka kuchni), Pani Papproth z córką pojechali na Syberię. Pani Boyens z domu Reimer (Bismarckstr. 2) zmarła w schronie. 

8-ego marca budynki Roonstr. 5+7 zajęło GPU. Ponieważ dzień i noc stały posterunki, nareszcie mieliśmy spokój i mogliśmy się wyprowadzić. Od tego momentu do naszego domu nie przychodzili Rosjanie. Major Orgin i pułkownik Terrassow trzymali porządek. Pułkownik także zarządził, że 14.07 zawieziono mnie samochodem do Berlina. W Elblągu, w momencie wejścia Rosjan było około 25 000 ludzi. Pani Komnick na Zielone Świątki wróciła z Gdańska. Suschkes również przyjechali na Zielone Świątki z Gdańska, obrabowani i zawszeni,  mieszkali w garażu na ulicy Arndtstr. Volkmanns-Dambitzen wrócili znowu, on z niewoli w Graudenz, boso ze starą derką końską, pełną wesz. Otrzymał nago 60 batów. 

Ona przyszła w czerwcu z synową i wnuczkiem. Synowa była w ciąży od Rosjan. Obie codziennie w godzinach 5-19 prały Rosjanom bieliznę. Była
jeszcze Pani Lissau, nauczycielka, Pani Eggert z Panią Schulze

Radca podatkowy Dragel (Dargel ?), Arndt Str 1a) i nauczyciel Konopatzki rąbali drzewo, nosili węgiel, oprawiali ryby dla kuchni oficerów rosyjskich i otrzymywali za to 3 razy dziennie zupę i chleb i coś z tego dawali Suschkes, ponieważ ci nie mieli nic. Pan D. pojechał we wrześniu rosyjskim samochodem do Berlina i został urzędnikiem w urządzie finansowym Osterburg i można się z nim skontaktować pod tym adresem. Żona radcy prawnego Bandow (Biuro Bandow & Gaupp, Wilhelmstr. 44, mieszkanie Moltkestr. 2) i żona dr Gross (Erwin Gross – radca medyczny i lekarz okręgowy – Mühlendamm 38) są jeszcze w Elblągu. Panna Pudow (Emma Pudow, uczennica szkoły średniej, Jahnstraße 2), panna Schottky (Gertrud, radca uczelniany, Jahnstraße 2), Pani Dyck, Pani Fuchs wyjechały z Elbląga we wrześniu. Panna P. i Sch. mieszkają w Göttingen i opisują swoje przeżycia z Elbląga w formie książkowej, adres nieznany. Pani D. i Fuch mieszkają w Meiningen, Theodorenstr. 12. Pani Barmwoldt (wyższy nauczyciel rzemiosła, Königsberger Str. 53 b) jest jeszcze w Elblągu. Pan B. został rozstrzelany przez Rosjan. Tak samo major Bender, Pani Brenke odebrała sobie życie (radca uczelniany dr Max, Heimstätte 35). Dyrektor Sinnhuber zastrzelił się z żoną i Panem Ernst Schmidt. Zastrzelona została Hohenhaff, od wielu gwałtów postradała zmysły. 

Żona dyrektora Müllera z Englisch Brunnen została także zastrzelona, on natomiast wywieziony. Zastrzelony został właściciel sklepu Teuke. Właściciel cegielni Schmalfeld zastrzelił się sam ze swoją całą rodziną. Żona została zgwałcona przez 4 Rosjan. Potem zamiast niej, do dyspozycji Rosjan zgłosiła się ich pokojówka. W tym czasie Schmalfeld zastrzelił rodzinę i siebie. 

Dr Brenke, nauczyciel Rudat (nauczyciel w liceum, Tajstr. 13), Pani Gaigalat (dr Oskar Gaigalat, lekarz, A.-H.-Str. 56) mieszkali razem u Panny Gaigalat (Margarete, nauczycielka, Damaschkenstr. 30), Pan i Pani Wolff (handlarze wina) również. Pani Bender od rana do wieczora obierała ziemniaki dla rosyjskiej kuchni. Za to otrzymywała jedzenie, le bez mięsa – niemieckie świnie nie potrzebują! Tak samo obierały cały dzień anie Dyck i Fuchs. 

Mój mąż był jedynym lekarzem w Elblągu. Pastor Western – öll (Doll, St. Annen) jedynym pastorem. W czerwcu zmarła jego żona. Ich willa eszcze stała, lecz bez mebli. Mój mąż w Karfreitag został ponownie aresztowany rzez CZEKA. W niedzielę musiał ładować siano w Fichthorst a w piątek ielkanocny, w swoje 74. urodziny i 3.4. musiał iść do szpitala Bergstr. (na ewno szkoła Bergschule, gdzie urządzono lazaret). W szkole Heinrich von Plauen yło jeszcze 1560 Niemców. 

Mój mąż wrócił pewnego dnia z lazaretu mój stary Schmidtchen na pewno jeden z dwóch lekarzy – dr Arthur Schmidt I, Fr-Wilh.-Platz 8 lub r Fritz Schmidt II, A.-H.-Str. 35) był ze swoją gosposią na osiedlu ärtnersiedlung Drauseseestr., zmarł tam i jest pogrzebany w ogródku. 

Trudno uwierzyć, ludzie umierali jakch muchy, było to odziennością, mówiło się o tym lecz zaraz było coś nowego. Na Hohenzinnstr., od numerem 12 mieszkało jeszcze dwoje starych Wandel (pewnie Gottlieb, łaściciel firmy Wandel und Weidemann, Fr-Wilh.-Platz 13) i pod nr 13 panna Leber (Berta Directrice, Hohenzinne 11 a), wszystkie nne domy były znacznie uszkodzone. Pani rektor Bauch (Magdalene, errenstr.32) i córka, miały też jeszcze być w mieście, jak nam powiedziała ani Borgstede. Nie znaleźliśmy ich. Setki zostało zasypanych. Prof. Meyer marł w swojej piwnicy i został pochowany w swoim ogrodzie.  

Mój mąż badał 1.05 chore kobiety, dostał wrzodziankę w nosie, .05 dostał gorączki, róży przyrannej i zmarł 5.05. olski prezydent miasta, Żyd, inżynier z Poznania przyszedł natychmiast i owiedział, że zarząd miasta przyśle trumnę. Pochowaliśmy męża na cmentarzu arii, obok jego dobrego przyjaciela Schroedera z Reichsbanku. Wszyscy dobrzy acjenci uczestniczyli w pogrzebie. Rosjanie trzykrotnie oddali salwę gdy trumna była wynoszona z drzwi domu. Zawsze mówili „nasz dobry, stary doktor”. Wielu omógł, bo zachorowanie na chorobę weneryczną powodowało degradację. Przychodzili ieczorami z olejem, chlebem, boczkiem, mięsem i potajemnie leczyli się, dzięki zemu mieliśmy co jeść. Żyliśmy z tego, co uciekinierzy i Rosjanie zostawili w pustych domach. 

Pani Schuppenhauer (Bismarck Str. 9) przyjechała w lipcu ze Schwerina, mieszkała ze swoim mężem, który chorował na zapalenie żył, w Insthaus w Fichthorst, z Pania Illing z Bossbruch. Prof. Ehrlich chciał 27.1 pójść z ratusza do swojego mieszkania (York Str. 8). Gdy wyszedł z drzwi na Sturmstraße, granat urwał mu głowę. Rektor Sablotny z żoną jeszcze tam byli, jak mówiła mi Pani Erdmann, córka mistrza piekarskiego Kirschnera (Emil Kürschner, Hindenburgstr. 16), który jest na Syberii. Pani Erdmann jest od grudnia w Lipsku. 

(Następne wiersze są niestety napisane chaotycznie tak, że nie wiadomo dokładnie kto na ulicy Grünstraße wyskoczył z drugiego piętra i umarł po dwóch dniach, po napastowaniu przez Rosjan). 

Wiele domów paliło się dalej. Rosjanie mówili „die verfluchten Polski” a Polacy klęli na Rosjan. Gdy byli razem, mówili „die Deutschen” (co oznaczało, że to my podpalamy domy). Następnie na ulicy można było przeczytać : „W razie ponownych pożarów ze 100 Niemców będzie rozstrzelanych 10-ciu”. 

Rada sądu krajowego Dogs und Frau (Tanneberg-Allee 45, gdzie mieszkał konsul szwajcarski Stucki), stary właściciel Kallender został rozstrzelany. Rzeźnik Wiechert (Wicher, Herrenstraße 24) umarł na atak serca, gdy Rosjanie zabrali córkę. Rzeźnik Schoenefeld (Karl Schönfeld, A.-H. Str. 42) umarł na tyfus. Dr Jost i dr Romeick (Franz, lekarz chorób kobiecych i właściciel kliniki, Grünstr. 61) Ziechenau, zabrani, codziennie bici, przywiezieni z powrotem do Elbląga we wrześniu. Dr Romeick, jak słyszałam od nauczyciela Droese, został ponownie w listopadzie wywieziony na Syberię. 

Dzisiaj (2.1.1946) napisała Pani Badian (Ida, właścicielka hotelu „Hotel Königlicher Hof”, Fr.-Wilh.-Platz 13) z Merseburga, Pan Korsch (Oskar, zarządca, Fr.-Wilh.-Platz 10/11) ma w Jüteborgu restaurację dworcową, adwokat Wichowski i żona są w Jenie. Ten ostatni szuka swoich dzieci w wieku 3 i 5 lat. Dr Hartwich (Schmiedestr. 10 a), nauczyciel tańca Stoige, Dalkhaus i stary Ligowski (piekarnia i sklep spożywczy, A.H.-Str. 1-8) są w Altenburg. Dr Ligowski jest w urzędzie krajowym Weimar, sprzedaje chleb w Salzwedel. Żona dr Rohman mieszka w Serbitz pod Altenburg, on natomiast zmarł z ran w Gdańsku. Dyrektor muzyczny Palz (Alfred Pelz, Junkerstr. 37) jest zatrudniony orkiestrze miejskiej Weissenfeis a nauczyciel Hauwitz (Hauwitz Louis, nauczyciel szkoły średniej, Mühlendamm 85) również tam jako nauczyciel. 

W sierpniu pojechałam z małżeństwem ? byliśmy 4 tygodnie w Gdańsku z Suschkes u radcy Horna, brata dr Homa, w piwnicy. Pewnego wieczora
zabrano Panią Hom, po tym jak zabrano jej dwóch synów. Zabrała ze sobą fiolkę Veronalu, po kilku godzinach wywołano starszą panią. Bardzo przestraszona wzięła ze sobą męża. Zaprowadzono ich do kuchni. Tam na materacu leżała naga, nieprzytomna Pani Hom. Żyła jeszcze 2 dni i noc, jej mąż czuwał przy niej. Opowiada się straszne rzeczy jak traktowani są nasi żołnierze. Nie mogę sobie wyobrazić ich cierpień na Syberii. Ilość wywiezionych z Pomorza, Prus Wschodnich i Zachodnich szacuje się na 30.000. Także teraz, jak opowiadała Pani Erdmann, przychodzą Polacy do mieszkań, milicja, smarkacze 16-17 lat, biją ludzi, prują łóżka. Radca urzędu Zemecke pisał mi, że starzy Z. mieszkają w Halle. Jego 70-o letni teść przyjechał z Elbląga 18-tego października i zmarł 19-tego. Codziennie przez 6 godzin musiał grzebać trupy, zapłacić 600 złotych za transport z Elbląga do Berlina, od lipca nie miał czystej koszuli. Stary Cayk (?), wcześniej Ratskeller, został rozstrzelany przez Rosjan. Razem z panną Blohm (właścicielka sklepu Brückstr. 12) uciekł z Gdańska, kazano mu zatrzymać się, ale szedł dalej i został zastrzelony. 
 

Czy wie Pan gdzie jest adwokat Liptau? Jego żona uciekła z dziećmi i rodzicami 22.1 do Landauer. Od Gdańska nadleciały nisko samoloty, starzy zostali trafieni/ Landauer palił się jak pochodnia. Udało się jej jeszcze wyrzucić dwoje dzieci i spaliła się na ich oczach. Robotnicy zabrali je i w maju przybyli z nimi do Elbląga. Pani Naumann, mieszkała naprzeciwko Leser & Wolff na Schmiedestr, wykonywała chałki, jej mąż był całkowicie sparaliżowany, teraz zamieszkali na Tirpitz-Alle. Musi stać na ulicy i żebrać o chleb. Zabrała je do siebie a rosyjski komendant chciał jej dać dodatkowy przydział chleba. Szukam Pani Hinz, wcześniej ze swoim mężem zamiatała ulice, od Rosjan otrzymała do opieki dziecko, wyłowione z Nogatu. Miało około 4 miesiące. Ubranko było oznaczone A.Z. z dziewięcioramienną koroną. Martwa matka była przywiązana do wanienki z dzieckiem. W ciągu 6 miesięcy przeżyliśmy straszne rzeczy. Nauczycielka Grundmann (prawdopodobnie córka rektora Grundmann, Mühlendamm 78) była z matką 4 dni i noce w Bażantarni i chciały zamarznąć. Piątego dnia doszły do Stagnitten. Nauczycielka Brunk przecięła sobie żyły, ale nie trafiła prawidłowo i lewą rękę amputowano jej do barku. Szwajcarzy, 17 rodzin, byli aresztowani pod rosyjskim nadzorem na Dannenberg-Allee w domu, gdzie był konsulat. (45). Budynki zarządu Schichau są wypalone, w Trettinkenhof pracuje około 800 kobiet, mężczyzn i Rosjan. Nasi więźniowie muszą poszerzać tory, codziennie dwa razy przychodzą rosyjskie pociągi, około 100-200 wagonów i zabierają maszyny. Co nie daje się wywieźć zostaje wysadzone w powietrze, również w Leser & Wolff były budowane jednoosobowe U-boty (?), maszyny zostały wysadzone. W „Grünen Hand”, Königsberger Str. powiesiła się Pani Liedtke z córka i znajomymi, 11 osób. Pastor Westrel Doll opowiadał mi, na Sonnen- i Traubenstraße matki utopiły swoje dzieci w beczkach na deszczówkę i powiesiły się. 43 osoby, nie mogły już więcej znieść gwałtów. Pani Bandow, Pani Barmwoldt i jeszcze dwie kobiety mieszkały u Pani Groß, Mühlendamm (prawdopodobnie żona dr Erwin Groß, lekarza okręgowego, Mühlendamm 38), miały również wyjechać.  

W szkole zawodowej Königsbergerstr. jest ratusz. Kawiarnia Rockeis jeszcze była. 28.01 w ratuszu był jeszcze Leser (OB. Leser), który został później aresztowany w Kilonii, jak mi powiedziano w Berlinie. Szef okręgu i Pan Quandt (urzędnik miasta) byli jeszcze tam, lecz 15 dużych samochodów stało na ulicy gotowych do odjazdu, z nimi odjechała Pani Fischer, ur. Netke. Komendant miasta Schöpfer został w dniu 21.2 powieszony przez Rosjan. (?) Musieliśmy się meldować, od maja płacić 10 złotych za pokój. W polskich sklepach można było kupić wszystko, jeśli miało się złotówki lub srebrne monety. Panna Harwardt z Herzfeld & Schwann była tam jeszcze i paliła cały dzień fajkę.  

Schichau otworzyło filię w Wesermünde (Bremerhaven), są tam dyrektorzy Noe i Rücker, W willi Noe (Schichau Str.) mieszka rosyjski komendant z żoną, oboje Żydzi, grubi  i pijani od rana. W Nauenburh jest panna Schröter z Deutsche Bank, zmywa przez 8 godzin butelki, za 20 RM tygodniowo. Pan Kotowski najpierw czyścił okna, robotnikiem przy wykopach a teraz robotnikiem w Leunawerke. Oboje od kwietnia nie otrzymali wypłaty. Pani Langner (z pewnością żona dyrektora banku dr Alfreda L., Hansastraße 4) mieszka w Hildburg, Krs. Hildburghausen, tam w czerwcu zastrzelił się dyr. Wemter (Bruno Wermter, dyr banku, Fr.-Wilh-Platz 4). Inżynier naczelny Dreyer (Karl, Amdstr.3) z synową i wnuczkiem pracują w Koggenhöfen, on jako sługa do wszystkiego, ona ma 80 krów do dojenia, 9 razy byli przeganiani z miejscowości do miejscowości. Ich domek w Wogenap jest całkowicie rozszabrowany. Pan Schrock-Opitz został także rozstrzelany. Jedna elblążanka wyszła w leśniczówce w Bażantarni za mąż za rosyjskiego majora. (Nie mogła to być osoba podana w liście, jak powiedzieli żyjący jeszcze krewni). Krynica Morska, Hadyny, Tolkmicko, Rollwerk z siedmioma kamienicami wszystko jest zburzone, nie ma żadnego domu. Książę Kadyński uciekł 24.01 razem ze starym Ligowskim, przez Krynicę do swojego domu rodowego w Wartenburg. W kościele Św. Pawła Rosjanie trzymali swoje konie, ławy postawili na boisku sportowym. 

PS. Wiele nazwisk w liście, prawdopodobnie przez przepisywanie, jest przekręconych. Na ile to możliwe poprawiłem i dołączyłem wyjaśnienia do poszczególnych osób. Wszystkie te informacje są w nawiasach. Także przy niektórych datach, które są wątpliwe, stoi (?). Wiele informacji Pani Kumm posiadała tylko ze słyszenia. Mimo tego list jest wyjątkowym dokumentem o losie wielu elblążan, którego nie należy ukrywać przed czytelnikami.

Hans Preuß, redaktor Pangritz-Kurier.