O WIELKIM PRAGNIENIU
Źródło: Pangritz-Kurier
Poniższy artykuł o „pragnieniu” elblążan we wcześniejszych wiekach napisał w roku 1930 znany i lubiany nauczyciel Emil Krüger.
Zadziwia to co można przeczytać w starych pismach, że czasach gdy prowadzono twardą walkę z pragnieniem nasi przodkowie byli zdania, że nie alkohol lecz pragnienie było wrogiem człowieka, który można było zwalczać bogatym raczeniem się winem, piwem i miodem pitnym.
Już w czasach Zakonu, który przecież wyprzedzał wszystko, panowało takie przekonanie. Dla gaszenia „niebezpiecznego” pragnienia swoich rycerzy, knechtów i gości w Elblągu i jego okolicach, Zakon założył o pół godziny pieszo na wschód od miasta, wielki Weingarten a na części przedzamcza elbląskiego zamku zwanej Kornhof, zbudował wielkie słodownie. To że sądził, że nie robi nic złego widać po tym, że słodownie zostały założone na miejscu, gdzie wg legendy miała nocować „święta Brigitte”.
W słodowniach na Kornhof Zakon kazał produkować piwo tylko dla własnego zapotrzebowania. Ale wszyscy obywatele miasta i chłopi mieli pragnienie nie mniejsze niż rycerze i ich knechci. Przez to szybko, na wzór Zakonu, w młodym mieście zaczęły powstawać browary, które swoje piwo dostarczały najpierw do wyszynków miasta, potem także dalej. Duża liczba tych browarów znajdowała się na Heilig Geiststraße (dopisek redakcji: na której także w roku 1910, w domu nr 3 znajdował się ostatni browar Starego Miasta –Jerominsche Brauerei”), gdzie był także cech browarników (dom nr 18, w naszych czasach „Kutsch & Ilgner”). Z elbląskiej wody i chmielu, który uprawiano na „Neuer Gut” a później w ogrodach
Nowego Miasta, elbląscy browarnicy warzyli szczególnie „smaczne” piwo, które pożądane było nawet w Anglii i Holandii, a więc krajach które były mistrzami w jego warzeniu.
Poza tym browarami, Elbląg posiadał jeszcze wiele prywatnych domów, uprawnionych do warzenia piwa na własne potrzeby. Liczba domów, które miały własne browary wynosiła w Starym i Nowym Mieście aż 159. Tak więc w starych czasach szewc, krawiec, stolarz i tkacz najczęściej pili własne piwo. Musi nas dziwić gdy czytamy, że władze Elbląga profesorom gimnazjum zaleciły warzenie i sprzedawanie piwa dla poprawy ich marnych zarobków i że nawet rajcowie elbląscy, którzy żyli w dostatku, zajmowali się w XVI wieku warzeniem piwa. Jeśli uczeni wyższych szkół elbląskich byli zmuszeni biedą do działalności dodatkowej, to panowie z Rady robili to wyłącznie z żądzy powiększania swojego bogactwa.
W Elblągu pito piwo „ciemne”, „jasne” i „cienkie”, ostatnie zwane także „Schlichting (albo „Schemperbier”), w domu, przed drzwiami browarów, pod rozkładanym daszkiem, nad którym gałązka świerku zapewniała świeży zapach, w licznych karczmach Starego i Nowego Miasta, na Dworze Artusa i Junkergarten.
Tutaj należy zdać sobie sprawę, że część tej nieludzkiej ilości piwa, jaką pito w Elblągu, była konsumowana przez podróżnych. Elbląg był stacją przejściową dla wszystkich, którzy jechali z Niemiec przez Malbork na Litwę. Niezliczeni przejeżdżali tędy gdy Zakon prowadził swoją wojnę w Prusach i otrzymywał ciągłe wojskowe wsparcie z Niemiec, jak i później w czasach upadku panowania Zakonu, „podróży na Litwę”, które dla wysoko urodzonych były dostojnym sportem. Królowie i książęta z obcych krajów ze swoimi orszakami, pielgrzymi i kupcy oraz podróżni, wszyscy
zatrzymywali się ze swoim pragnieniem w Elblągu i spłukiwali kurz z drogi dobrym piwem miasta (co się chyba nie zmieniło do dzisiaj!). Tak, w dalszą podróż zabierano je również na wozach i powozach.
Bezsensem wydaje się nam to, że pragnienie uważane wtedy za największego wroga człowieka, było zwiększane dodatkami zwiększającymi przyjemność picia. Takim środkiem był ostro przyprawiony cukier, zwany „Krude” i toruńskie pierniczki z pieprzem. Na jednej uczcie w elbląskim
ratuszu w roku 1423 podarowano komturowi elbląskiemu 6 funtów takiej „smakowitej przyprawy” a na innej uroczystości w roku 1450 wielki mistrz Zakonu 4 funty ciasta z pieprzem i 4 funty ziołowego cukru, wielki komtur 3 funty a kapłan wielkiego mistrza 2 funty takich ziołowych słodkości, czym mogli wywołać wielkie pragnienie.
Na ucztach oczywiście pito nie tylko piwo, lecz także miód i wino. Przy takich okazjach pragnienie musiało być szczególnie wielkie. W ten sposób w 1412 roku „dwóch z Węgier” jednego wieczoru w elbląskim Junkergarten wlało w gardła beczkę piwa, 18 stof (1 stof = 1,1 litra) wina. W 1454 r. podczas wizyty w Elblągu króla Kazimierza IV wypito 11 beczek miodu, 78 stof wina, 47 beczek piwa pszenicznego i 15 lastów piwa ciemnego. Dzisiaj przechodzą nas lekkie dreszcze na myśl o takim pijaństwie.
Na tym obrazie z książki DARI z roku 1929 widzimy sprzedaż przed elbląskim browarem piwa „Schemperbier”, lekkiego piwa o małej zawartości alkoholu, które było chętnie kupowane przez gospodynie do przyrządzania zup piwnych. Wg miedziorytu F. Hampe 1739.
Mamy podobne odczucia, gdy czytamy jakimi dodatkami przyprawiano elbląskie piwo. Christoph Falk, który Anno 1564 był magistrem na elbląskiej wyższej szkole, informuje o tym pełen zadziwienia:
„Und wenn der Herbst tut kommen,
so wird das Obst abgenommen,
davon brät man die Äpfel gut
im Schornstein bei der heißen Glut,
desgleichen ander Obst mehr,
so da hat beschert Gott der Herr.
Die tun sie all ins kalte Bier
Und machen draus nach ihrm Begier
Gar ein’ köstlichen edlen Trunk.
Den trinken sie dann überlang
Einer dem andern freundlich zu
Und sitzen also fein zu Ruh.“
Od Pana Magistra dowiadujemy się także jakiego rodzaju były naczynia, z których wtedy w Elblągu pito ten „cudowny“ napój i w jaki sposób:
„Die saubern litauschen Kauschen,
Die lassen sie rümmer rauschen.”
Były to więc
litewskie kufle na piwo, które służyły za naczynia do picia a słowo „rümmerrauschen“ oznacza, że naczynie krążyło od ust do ust.
Gdy mężczyźni elbląscy przepijali kolejno takie ciecze dające szum w głowie, żony szanownych obywateli, które jak panowie miały swój „cech” na Dworze Artusa, wolały słodkie lub słodzone wina, którym się z odwagą oddawały. Również one lubiły zwiększać swoje pragnienie. Stosowały w tym celu skórki cynamonowe. Michael Friedwald, antagonista Rady, opowiada, że często siedziały całą noc przy słodkim winie.
Wg. E. Dobbert’a
Czterech elbląskich mistrzów fryzjerstwa zwalcza „wielkie pragnienie” elbląską „Mumme” w browarze Rudolfa Ullricha. Specjalność domu na Heilig-Geist-Straße 3.
Gdy otrzymałem tą kopię od Heinza Wosmann’a, były na niej tylko nazwiska szanownych panów. Na podstawie rzadkiego w Elblągu nazwiska Klimek odkryłem zawód jego właściciela i następnie stwierdziłem, że pozostali panowie przy stole to również mistrzowie fryzjerstwa. Przypadek? Albo „wewnętrzne posiedzenie”? Byli to mistrzowie od lewej do prawej: Ernst Krause, Brückstr. 27, Emil Klimek, Kettenbrunenstr. 10 (róg Mauerstr.), Hermann Behrendt, Wasserstr. 87 i Emil Steinert, Holzstr. 9a. Powstało drugie pytanie, w jakiej knajpie siedzą ci „Figaros“? Reklama na
tylnej ścianie oraz ciemne piwo, jakie piją , natychmiast zdradzają „miejsce czynu”. Był to dom Heilig-Geist-Str. 3, były browar Otto Jeromin’a, który
sprzedał go 1. kwietnia 1910 mistrzowi browarnictwa Rudolfowi Ullrich. Prawdopodobnie jest to młody człowiek bez kapelusza, stojący za stołem. Całkiem na prawo, na górze można rozpoznać jeszcze poszczególne części instalacji browarniczej, która stała w domu na dużym podwyższeniu z tyłu. Rudolf Ullrich, który nauczył się browarniczego fachu w browarze Wiebe na Königsberger Str., działał tutaj jeszcze przez wiele lat aż w roku 1932 przejął go Browar Gustav Preuß z Kreuzstr, który w 1936 został przekształcony w Spółkę z o. o. Browar na Heilig-Geist-Str. po roku 1932 był tylko Bierverlag Ullricha, dopóki nie stał się częścią Muzeum Miejskiego.
W 1896 w Elblągu pojawiły się dwa pierwsze browary rodziny Ullrich (pisane także przez jedno L). Byli to mistrzowie browarnictwa Eduard i Conrad Ullrich, przypuszczalnie jeden z nich był ojcem Rudolfa, czego jednak nie możemy stwierdzić na podstawie posiadanych dokumentów, także w jakim elbląskim browarze pracowali.
Kartka została wysłana 3. Grudnia 1913 roku przez rodzinę Steinert (mistrz siedzący całkiem po prawej) do pana Carla Stein w Berlinie.
Hans Preuß
***
Mumme
Rzadki gatunek piwa, jaki był w naszym mieście Elblągu jeszcze przed 1945 rokiem. Istnieją dokumenty o jego produkcji w latach 1910 do 1945 w browarze Rudolf Ullrich, co mogę udowodnić na podstawie artykułów pamiątkowych browaru i ówczesnych reklam. Ponieważ większość dokumentów wcześniejszych elbląskich browarów zaginęła a ich ówcześni właściciele i mistrzowie browarnictwa od dawna nie żyją, dość trudno jest przeprowadzić badania.
Czy pan Ullrich receptę piwa Mumme przejął od swojego nauczyciela Arnolda Wiebe (Königsberger Str.), niestety nie wiadomo. Wiebe warzył piwo jeszcze do 1920 roku. W reklamach nie oferowano jest piwa z innego browaru.
Nam dzieciom, „Mumme” wydawało się zbyt ziołowe, woleliśmy słodsze „Caramell”, piwo słodowe browaru Englisch Brunnen.
Według legendy, ale także i według wielu dowodów (świadectw itd.) Mumme było pierwotnie Braunschweiger. (O całej historii można by napisać książkę, na co nie ma tutaj miejsca.)
Mumme było piwem o niskiej zawartości alkoholu, jego historia powstania sięga do późnego średniowiecza. Ze względu swojego niezwykłego składu i wynikającego z tego długiego okresu trwałości, Mumme stało się ważnym artykułem eksportowym i we wczesnym okresie nowej ery
było wysyłane statkami do Indii i na Karaiby. Stąd nazwa „Schiffsmumme”.
Przez długi czas, szczególnie w Braunschweig było rozlewane w wersji bez alkoholu jako ekstrakt słodu i mogło być rozcieńczane, Dopiero od 2008 istnieje znowu „wariant alkoholowy”.
Od 2007 r. tzw. „Gasthaus Brauerei” w Wismarze, po 555 letniej przerwie warzy „Mumm-Bier”. Wydaje się, że obecny mistrz browaru nie zna historii, ponieważ na moje pytania, pewnie z braku wiedzy nie odpowiedział.
W Gdańsku warzono wcześniej „Jopenbier”, od którego nazwę wzięła nawet uliczka. Ponieważ sam nie piłem go (raczej nie mogłem!), nie mogę powiedzieć czy było podobne do ciemnego Mumme.
Hans Preuß
c.d.n