Elbląski marcypan

  

MÓJ MARCYPAN GOTOWY – WIGILIA MOŻE PRZYJŚĆ

 

 

W mojej starej ojczyźnie, czas przed Wigilią był bardzo emocjonujący. Rozpoczynał się od ciasta piernikowego, które po utarciu było gniecione i musiało potem leżeć prawie dwa tygodnie, do ostatecznej obróbki. Po upieczeniu ciasto znowu musiało czekać. Następnie zabierano się do marcypanu, serduszka musiały czekać kilka dni na wypełnienie i znowu kolejne składowanie dla wyschnięcia wypełnienia. Było to prawie kultowe zajęcie mojej mamy i babci, które kontynuuję. Ojciec również miał odpowiedzialne zadanie – wypalenie  marcypanowych serduszek i krążków. W tym celu, w piecu rozgrzewano do czerwoności wkład żelazka i następnie trzymano krótko nad marcypanem. Ale biada jeśli doszło do styku z nim, bo wtedy się spalił i mama z babcią drżały aby tak się nie stało. My, biedne dzieci mogliśmy wtedy zjeść spalony marcypan. Zawsze więc życzyliśmy ojcu niepewnej ręki. Dzisiaj, gdy mamy elektryczne kolby do lutowania nie ma żadnego problemu, lecz każdego roku gdy przygotowuję marcypan, przed oczami mam swych przodków zajętych świątecznymi wypiekami.  

 

***